stan wojenny
13XII! PiS, RM i inne sekty to plebs, ale to nie czyni Jaruzelskiego bohaterem!
13 XII - wiadomo jaki to dzień? Kto zapomniał, może być spokojnym, wszystko mu się przypomni. W TVP będziemy mieli odtworzony repertuar serwowany przez 18 lat. Rano kilka informacji i "występ" Jaruzelskiego obwieszczającego, że dla dobra Polaków trzeba Polaków potraktować czołgami. Po południu okratowany star przejedzie demonstrującego, późnym popołudniem wąsaty gitarzysta zaśpiewa o Janku który padł, a wieczorem już nieco luźniej, będziemy mogli obejrzeć "300 mil do nieba" (dobry film), albo bardziej spięci "Przesłuchanie" (bardzo dobry film), w zależności od tego, co się w tym roku wylosowało. Chyba jest już jasne, że będę się narażał, nie jest jeszcze jasne, że będę się narażał wszystkim. Demaskowanie mitologii jest moim ulubionym zajęciem, lubię to robić, ponieważ nic tak narodów nie usypia i nie zabija motywacji, jak tania narodowa mitologia. Po nadmiernie dawkowanej mitologii, kiedy w narodzie zaczyna się dziać źle, to naród, zamiast podkasać rękawy, oczekuje Piłsudskiego, kłusującego na pomoc, naród wzdycha: "ech żeby tak wróciła przedwojenna inteligencja". Naród do niedawna czekał na Wałęsę z Matką Boską w klapie i półmetrowym długopisem z papieżem, ale odkąd spora część narodu Wałęsę za życia próbuje pogrzebać, już naród na Wałęsę nie czeka tak ochoczo i tak bardzo.
Przy okazji 13 grudnia, w moim odczuciu, powstało wiele mitów i postaram się te mity zdemaskować chronologicznie. Pierwszy mit jaki doprowadził do stanu wojennego, to nie strajk w stoczni, to upadek Gomułki i wstąpienie na trybunę towarzysza Gierka. Towarzysz Gierek wstąpił na trybunę po tym, jak towarzysz Gomułka postanowił strzelać do robotników Wybrzeża, bo ci z kolei postanowili krzyczeć "chleba". O wolności w 70 roku naprawdę niewiele było słychać, jak na tak dużą akcję protestacyjną. KC PZPR zagotował się wewnętrznie i ugotował Gierka. Gierek w porównaniu z Gomułką to był gość, nie zaciągał plebejską gwarą, nie miał dzikiego wzroku wyzierającego spod cudacznych okularków, Gierek był postawny i jakiś taki ludzki, jak na komunistę. Nie oznaczało to w żadnym wypadku, że był mądry, dobry, czy też chciał cokolwiek zmienić. On niczego nie chciał zmieniać, on chciał socjalizmu, jak jego poprzednicy.
Gierek był komunistą, ale na komunizm miał nieco inny pomysł. Gierek wymyślił sobie, że polski socjalizm skredytuje zgniły zachodni kapitalizm i tak powstał mit socjalizmu z ludzką twarzą, socjalizmu jako ustroju wydolnego ekonomicznie i społecznie. Polacy w ten mit uwierzyli, niektórzy wierzą do dziś. Kto pamięta czasy Gierka (ja trochę pamiętam), to wie, że za Gierka jak za Sassa. Szczęśliwy kredytobiorca, szczęśliwy budowniczy, ci za grosze dorobili się majątków. Gierek pokazał nowy wizerunek socjalizmu, domy z wielkiej płyty, Fiat 126p, Boney M w Sopocie, amerykańskie filmy sensacyjne w kinie nocnym, Coca Cola, pomarańcze i ruskie szampany na święta. Nie jestem w stanie wytłumaczyć młodzieży, co to dla ówczesnej młodzieży znaczyło, musicie uwierzyć mi na słowo, że znaczyło wszystko. Napić się płynnych emulgatorów z USA, to jak pierwszy łyk alkoholu, przejechać się Fiatem 126p, to już zupełny odlot, z dzisiejszym odlotem nieporównywalny, no może karnięcie się z Kubicą da się porównać z wycieczką za miasto na kołach fiata 126p, która była dana nielicznym.
Za Gierka Polska rosła w siłę propagandy, ale i też nie dało się kolorowych czasów Gierka zestawić z szarzyzną Gomułki. Dlaczego kolorowych? Dlatego, ze Gierek oprócz samochodów i mieszkań, wymyślił ruskie Rubiny 714, to były odbiorniki jakich świat nie widział. Telewizor Rubin miał pokrętła, którymi regulowało się tonacje, można było ustawić Rubina tak, że był albo cały czerwony, albo zielony, tudzież niebieski. Życie zmarnował ten, kto próbował ustawić Rubina na "polikolorowo", czasami życiem ryzykował, gdyż Rubin tę miał właściwość, że zdenerwowany płonął jak stara opona. Wstęp gierkowski do stanu wojennego jest konieczny, ponieważ pokazuje, że wbrew powszechnej opinii, nie było w Polsce wielkiego parcia na wolność. Za Gierka wprawdzie zdarzały się protesty robotnicze, w tym najsłynniejsze w Radomiu i Ursusie, ale kto ciekawy, niech poczyta w najnowszej historii, że w tych protestach zdecydowanie chodziło o ceny chleba i masła, nie było tam postulatów "precz z komuną", w każdym razie nie było silnej artykulacji tych postulatów. W czasach Gierka powstał również KOR, który też się przyda do Stanu Wojennego.
Był za Gierka chleb i były igrzyska, nie było protestów ideologicznych, nie liczę oczywiście pojedynczych aktów bohaterstwa, mówię o protestach zbiorowych. Dopóki szły pomarańcze i Rubiny, talony na Fiata, Polakom nie spieszyło się do wolności. O wolność walczyło może 1,5% opozycji, reszta walczyła o deputaty i trzynaste pensje. Pierwszy poważny i od razu mitologiczny protest wybuchł, kiedy naturalną koleją rzeczy skończyła się Gierkowi zachodnia kasa i zaczęły się problemy. Problemy, podobnie jak za Gomułki, pojawiły się na Wybrzeżu i miały już nieco inny charakter, bardziej ideowy, jednak ta ideowość w dużym stopniu jest dziełem szczęśliwego zbiegu okoliczności. Z iskry powstał pożar, z pracy wyrzucono suwnicową Walentynowicz i ruszył lud pracujący w stoczni na barykady. Pewności nie mam, ale śmiem podejrzewać, że gdyby suwnicową wyrzucono z pracy w apogeum złotego gierkowskiego wieku, nikt by tej krzywdy nie zauważył, no może kilku najbliższych kolegów suwnicowej, którzy też by wylecieli.
Stało się na szczęście inaczej, Gierek nie miał już co rozdawać, a na dodatek wyrzucał ludzi z pracy, no i stało się, wybuchł strajk, jak zwykle strajk robotniczy, bo i jaki w czasach władzy ludowej miał wybuchnąć? Na początku strajk chciał kilku rzeczy, przywrócić suwnicową do pracy, parę złotych podwyżki, plus postulat polityczny, umożliwienie działalności stoczniowemu związkowi zawodowemu i przyzwolenie władzy na wybudowanie pomnika ofiar z lat 70. Stoczniowcy na tym etapie nie domagali się wolnej prasy, swobody wypowiedzi, a już o obaleniu socjalizmu nikt nie śmiał wspominać. Moment przełomowy nastąpił wówczas, gdy do stoczni dotarł Wałęsa, jak twierdzą słuchacze RM i działacze PiS, SB przywiozła go motorówką, niestety działacze PiS i RM nie wspominają już, czy w tej samej motorówce siedział brat Lech, doradca Wałęsy i współautor 21 postulatów, czy Matka Boska przyniosła go na rękach.
Sam Wałęsa strajk chciał skończyć po wywalczeniu pierwotnych żądań i trzeba oddać pani Annie Suwnicowej, że to za jej sprawą strajk poszedł dalej. To ona nawoływała, aby w Stoczni pozostać i domagać się nadal. W miarę rozwoju wypadków do stoczni dołączali kolejni, tym razem już spoza stoczni, dołączył KOR, dołączył "salon redaktora GW", Mazowiecki, Kuroń, Geremek, Borusewicz był od samego początku. Dopiero w tym składzie plus Staniszkis, Strzelecki i paru innych, zrodził się pomysł walki z ustrojem jako takim, ale nawet ten skład nie domagał się likwidacji socjalizmu, strajkujący domagali się socjalizmu z ludzką twarzą. Nie będę wklejał treści 21 postulatów, odsyłam do źródła i w źródle można stwierdzić rzecz niebywałą. Te 21 punktów zawiera bodaj 5 żądań z gatunku "dajcie nam wolność", w tym najważniejszy, dotyczący wolnych związków zawodowych. Reszta, to czysty socjalny spis potrzeb i jednym ze współautorów tego socjalnego manifestu, był doktor marksistowskiego prawa pracy Lech K. To on "prawdziwy bojownik o wolność", postulował, żeby chleb był tańszy, dodatki i zapomogi powszechne, 13 pensja gwarantowana i tak dalej.
Postulaty ideologiczne, wolnej prasy, wolnych związków, są dziełem tych, których dziś nazywa się "różowym salonem". Kiedy "endecy" krzyczeli chleba i trzynastek, "kryptokomuna" domagała się wolności od komuny prawdziwej, paradoks niebywały. Tak czy siak powstał NSZZ Solidarność, związek zrzeszający miliony członków (w szczycie około 10 milionów), część z nich masowo oddawała legitymacje PZPR, część łączyła członkowstwo w NSZZ i PZPR. Co to ma wspólnego z mitologią? Ano to, że dziś tamte miliony krzyczą: "myśmy walczyli o wolność i dajcie nam teraz zapłatę za walkę, dajcie nam wyższe emerytury i dajcie nam sławę". Tamte miliony nadal postrzegają demokrację jako socjalistyczny podział dóbr. Drogie miliony, większość z was walczyła o salceson bez kartek i powrót starych dobrych gierkowskich czasów, garstka walczyła o wolność, narażała życie i zdrowie, a w nagrodę nazywana jest zdrajcami, złodziejami co się dorobili. Rzecz jasna są tysiące ludzi walczących i do dziś nieznanych, to jest brutalny kaprys historii, ich nie słychać głównie dlatego, że im przez usta nie przeszłoby domaganie się renty za marzenia o wolności.
Nie wierzę w mit milionów walczących o wolność. Gdzie były te miliony, kiedy do walki z generałem stanęło kilka tysięcy? Być może to brutalna walka z mitami, ale niech mnie ktoś przekona, że było inaczej. Z końcem hojności i z niewielkiego protestu w sprawie suwnicowej powstał gigantyczny ruch robotniczy, którego rozmiary były cudownym zbiegiem okoliczności i zaskoczyły samych działaczy, a już na pewno zaskoczyły władzę. Kiedy Solidarność zobaczyła, że udało się jej zrobić rzecz wielką, zaczęto domagać się coraz więcej, już na drzewach mieli wisieć komuniści, była odwaga w gębie, wszak miliony stoją po naszej stronie. Takie gadanie nie podobało się Jaruzelskiemu i w tym momencie obalam kolejny mit, mit narodowego zbawiciela - generała Wojciecha. Ów mit głosi, że towarzysz Jaruzelski, pseudonim Wolski, w dobroci swojej, postanowił ratować Polskę, wyprowadzając czołgi na ulicę. Tłumaczył się sam generał i tłumaczono generała sowieckimi wojskami czekającymi na sygnał.
Wbito Polakom do głowy, że lepszym było strzelanie do Polaków z polskich czołgów, niż strzelanie z ruskich czołgów. Może zabrzmię cudacznie, ale to jest wielka postkomunistyczna manipulacja. Jeśli można mówić o największym oszustwie stanu wojennego, to tym oszustwem była propaganda, robiąca z moskiewskiego namiestnika, narodowego bohatera, obrońcę polskiej suwerenności. Jest to teza tak absurdalna, że krew się burzy. Nie wiem jakiej suwerenności miałby bronić Jaruzelski, który był do bólu posłusznym i nadgorliwym kamerdynerem sowietów. Sporu nie rozstrzygniemy, chciałbym jednak zwrócić uwagę na parę do niedawna ukrywanych faktów. Z kilku źródeł, w tym źródła sowieckiego wiadomo, że sam Jaruzelski po pomoc do ZSRR się zgłaszał i ZSRR pomocy generałowi odmówił. W zasadzie ZSRR nigdy bratniej pomocy nie odmawiał, ale pamiętajmy jaki to był ZSRR, to był ZSRR u progu upadku, parę lat przed Gorbaczowem. ZSRR skompromitowany w Afganistanie i ZSRR ze zbojkotowaną olimpiadą w Moskwie. Gdyby wówczas ZSRR poszedł na wojnę z Polską, na parę miesięcy przed olimpiadą w Moskwie, mając na głowie ogólnoświatowy protest w sprawie Afganistanu, ZSRR nie miałby już wielu argumentów w walce ze zgnilizną Zachodu. Nie ma dowodów jednoznacznych, ale jest mnóstwo przesłanek wręcz krzyczących, że to nie ZSRR rwał się do interwencji, ale Jaruzelski o interwencję błagał i mimo błagań pomocy nie uzyskał.
Mit Jaruzelskiego jest jednym z najbardziej irytujących mitów, gadanie o zapobieganiu rozlewowi krwi przez człowieka, który do rozlewu krwi doprowadził, jest wielkim oszustwem współczesnych interpretacji historycznych i właśnie między innymi to fałszerstwo zrodziło takie demony jak PiS i RM. Nie był, nie jest i nigdy nie będzie, przynajmniej dla mnie, bohaterem generał zdrajca, generał na ruskich usługach i generał, który strzelał do Polaków. Wszystkim zbulwersowanym tą opinią chciałbym przekazać tylko jedną rzecz, gdyby parę miesięcy wcześniej PiS wyprowadził czołgi na ulicę, tłumacząc to ratowaniem Ojczyzny, ratowaniem przed rozlewem krwi i awanturnictwem, oceny byłby jednoznaczne. Moim zdaniem nie da się przyłożyć innej miary do Jaruzelskiego, nawet przy sporej poprawce na okoliczności i trudny czas.
Jaruzelski bez Moskwy i przeciw Moskwie nie zrobił nigdy i niczego, nawet okrągły stół to nie efekt spolegliwości Jaruzelskiego, ale jego rezygnacji, po przemianach w ZSRR.
Upadło eldorado Jaruzelskiego i wówczas upadł sam generał. Problem z "bohaterstwem" Jaruzelskiego polega na tym, że ci co go atakują, z reguły są fanatykami, radykałami i po prostu głupkami, dzięki czemu Jaruzelski urasta do miana męczennika. Coroczne nachodzenie domu 80-cio paro letniego staruszka, przez wygolonych wszechpolaków i wykrzykiwanie idiotyzmów, ataki Macierewicza widzącego wszędzie namiestników Moskwy, idiotyzmy szamana z Torunia przekazywane w formie bogoojczyźnianej modlitwy oraz popisy innych "autorytetów" godnych politowania, budują mitologię godnego generała, generała z klasą. Niestety to tylko mit, generał nigdy nie był człowiekiem, który na szacunek Polaków zasługuje, był moskiewskim wasalem i nic na to nie poradzę, że tą terminologią posługują się również głupcy. W żaden sposób chwały Jaruzelskiemu nie przysparza fakt, że najgłośniej atakują go ludzie niezrównoważeni. Atakują go głupcy i z tym nie polemizuję, bo sam tych samych głupców poniewieram, ale kitu wciskanego przez towarzyszy i samego generała łykać nie zamierzam, jest mi obojętne kto próbuje robić ze mnie idiotę, prawicowa, lewicowa, czy klerykalna propaganda. Mit generała bohatera jest tak samo prawdziwy, jak mit Jarosława, bojownika o wolność i demokrację.
Bohaterami są zabici górnicy, internowani działacze, opozycjoniści, którzy mieli odwagę walczyć z komunizmem, systemem totalnie patologicznym i podległym kołchozowi ZSRR. Generał jest tchórzem, który dla utrzymania władzy, wyjechał czołgami na bezbronnych ludzi i nie ma wytłumaczenia dla tego tchórzostwa, ja nie znajduję żadnego. Generał popełniał zbrodnie na marzeniach Polaków, ale i po drugiej stronie barykady mamy jeszcze jeden mit, obwieszczający, że naród polski i wielomilionowy związek zawodowy, ruszyłby do boju z ruską armią i rozniósłby w proch sowietów. Tak powstał mit zbrojnej walki z komunizmem. Tak to już w Polsce jest, że czego jak czego, ale głupich mitów nie brakuje nigdzie i nikomu. Ten mit, jeśli nie najgłupszy, to jeden z głupszych. Po pierwsze naród polski był pod okupacją armii czerwonej od kilkudziesięciu lat, w samej Legnicy stało 100 tys. sołdatów i nigdy na armię ręki nie podniósł, gdyż potrafił odróżnić bohaterstwo od samobójstwa. Po drugie, kiedy generał wyprowadził czołgi na odwagę, pośród 10 milionów związkowców, zebrało się kilku tysiącom, po strzałach w Wujku i Lubinie, masowe protesty w ogóle ucichły. Mit krzyczący o gotowości do zbrojnej walki z komuną, jest mitem głupim, jest fałszowaniem historii i jest nieodpowiedzialnym bełkotem, którego na szczęście nikt nie posłuchał i dzięki temu udało się uniknąć wielu tragedii. Z tego mitu powstał ostatni mit, z którym chciałbym się zmierzyć - mit okrągłego stołu.
Od samego początku mit okrągłego stołu nie był żadnym mitem, był wielkim faktem historycznym, do którego mitologię doklejono. Był faktem innym od wszystkich mitów, po raz pierwszy zakładał zmianę ustrojową, jako postulat numer jeden. Przy okrągłym stole nie chodziło o ceny dżemu, podwyżki dla górników, chodziło o "precz z komuną". Dziś mit okrągłego stołu stał się głównym wątkiem całej żebraczej mitologii polskiej skrajnej prawicy, notabene uczestniczącej w obradach okrągłostołowych i to po obu "stronach" stołu. Okrągły stół był aktem zdrowego rozsądku, optymalnym rozwiązaniem, rzecz jasna zawierał głębokie kompromisy, łącznie z uwłaszczeniem nomenklatury i zapewnieniem bezpieczeństwa komunie, ale pytam wszystkich rewolucjonistów, w jakich innych okolicznościach komuna zgodziłaby się oddać władzę? Wówczas liczyło się jedno, obalić komunę za wszelką cenę, co ważne bez jednej ofiary, i to się udało. Dzisiejsze bamboszowe interpretacje radykałów prawicy są funta kłaków nie warte, wystarczy popatrzeć na zachowanie i polityczne zadymy Macierewicza, Kaczyńskich (uczestników obrad), Giertycha, aby nie mieć wątpliwości, gdzie ci ludzie mogli Polskę zaprowadzić i jak trudno byłoby stamtąd wrócić.
Okrągły stół to wielki moment w historii Polski, to jedno z najważniejszych wydarzeń w dziejach Polski, warto ten historyczny przełom hołubić i stawiać za wzór rozwiązywania rzeczy nierozwiązywalnych. 13 XII to bardzo ważna dla współczesnych data, tylko data 1989 r. może być ważniejsza. W związku z powagą tych obu dat mam gorący apel do wszelkich opiniotwórczych ośrodków, publicznych i komercyjnych. Dajcie sobie spokój ze starem przejeżdżającym demonstranta, ta scena chyba nawet nie ilustruje stanu wojennego, a wypadki na Wybrzeżu. Dajcie sobie spokój z "Przesłuchaniem" i "300 milami do nieba", z Jankiem Wiśniewskim co padł i z panem wąsatym "śpiewającym" na gitarze "opowiemy ci o tamtych wypadkach". Sprawy są ważne i poważne, zamęczenie konia tą samą coroczną kalką repertuarową odbiera, zwłaszcza młodzieży, szansę na zrozumienie własnej historii.
Pokażcie chociaż raz pokolenie tamtego okresu, jak opowiada swoim dzieciom, czym ten czas był dla nich i jak ten czas oceniają. Pokażcie ojca hip-hopowca, matkę wokalistki "Oazy", wujka harcerza, ciotkę lewicowego działacza młodzieżówki, dziadka młodzieńca wszechpolskiego. Niech te relacje wesprze kilku historyków, działaczy ze wszystkich opcji politycznych i ludzie ze świata kultury. Z takich relacji młodzi ludzie mogą ułożyć coś dla siebie i tylko nowe formy przekazywania starych dziejów dają jakąś szansę, że współcześni będą chcieli ten przekaz zrozumieć. Daje pewną gwarancje, że po pierwszym szarpnięciu struny brzdąkającej "o tamtych wypadkach", po pierwszym kadrze "Przesłuchania", młodzi odpalą ulubiona strategię i będą mieli rację, bo szkoda czasu na Polską Kronikę Filmową, odtwarzaną z uporem maniaka kombatanta. Epatowanie młodych, nudnymi opowieściami starych i toporną edukacją, zawsze przynosi jeden efekt - wagary. I w końcu rzecz najważniejsza, skończymy z mitami po obu stronach, mitem generała bohatera i mitem wielkiej Solidarności, milionów domagających się wolności, milionów gotowych zbrojnie obalić komunizm, tylko zdrajcy uniemożliwili bohaterstwo, przystępując do okrągłostołowej targowicy. Jeśli ktoś do tej pory walczył z polską mitologią, to zawsze walczył na jedno kopyto, albo w obronie generała deprecjonował Solidarność, albo deprecjonując generała beatyfikował Solidarność, która była ruchem związkowym, walczącym o chleb i tylko nieliczni z tego związku walczyli o wolność od komuny. Pora by walczyć z mitologia obiektywnie, historycznie i wyciąganiem wniosków na przyszłość.
Matka_Kurka 2007-12-13 19:24
Głosów: 661

URL do tego tekstu: http://www.matka-kurka.net/post/?p=1211
komentarze i post na forum onet.pl
Głosuj na ten tekst Wyślij ten tekst na E-Mail
Dzisiejsi rewolucjoniści moralni to poziom dna, ale generał jest jeszcze niżej !
Nie ma takich historyków i takich argumentów, które przekonałby mnie, że zniewolenie narodu w imie zbrodniczej ideologii, to był krok konieczny, ratujący Polskę. Twierdzenie, że stan wojenny uratował naszą suwerenność, powstrzymał przed sowiecką interwencję jest z gruntu absurdalne. Polska była republika sowiecką, zatem o suwerenności nie mogło być mowy, a interwencja sowietów, to tylko wygodne tłumaczenie, wygodne dla ludzi, którzy bronili swoich pozycji, kosztem całego narodu. Nie był, nie jest i nigdy nie będzie dla mnie bohaterem generał Jaruzelski, był, jest i zawsze będzie sowieckim namiestnikiem, który dla Polski nie tylko nie zrobił nic dobrego, ale zrobił rzeczy podłe i zbrodnicze. Nic i nikt nie jest w stanie zwolnić Jaruzelskiego z odpowiedzialności za śmierć górników, za śmierć księży, studentów, za więzienia dla inaczej myślących niż władza terroryzująca własnych obywateli. To są fakty, dramatyczne fakty historyczne, bronienie tego człowieka i tamtego sytemu represji, to podpisywanie się pod zbrodnią. Dla mnie wszyscy, którzy w tamtym okresie walczyli z komuną to bohaterowie i nie dzielę ich na swoich i tamtych, z czystym sumieniem i bez cienia hipokryzji, za bohaterów uważam: Annę Walentynowicz i Adama Michnika, małżeństwo Gwiazdów i Jacka Kuronia, Macierewicza i Frasyniuka, Popiełuszkę i Jankowskiego, Borusewicza, Wałęsę, Romaszewskiego, Lisa, Bugaja, Bujaka, Moczulskiego, Rulewskiego i wielu, wielu innych. Są wśród wymienionych tacy bohaterowie tamtych czasów, którzy w moich oczach za to co robią dziś nie zasługują na szacunek, ale za to co zrobili dla Polski i mojej wolności dziękuję im po stokroć. Nigdy ludzie tacy jak Kiszczak, Jaruzelski, ubeccy dygnitarze, bez względu na to co teraz robią i kim są, nie staną się ludźmi godnymi, zwłaszcza, że przerażająca część z nich ciągle uważa się za zbawicieli jak przeciętny seryjny morderca, który zabija `podludzi', bo ma poczucie misji naprawy świata. W tym wypadku świat był czarno-biały, była zła, podła, zbrodnicza komuna i byli ci co mieli odwagę zbrodniarzom się sprzeciwiać. Polacy ginęli i byli więzieni przez całe dziesięciolecia komunistycznej tyranii, nie dlatego, że zrobili coś złego, a dlatego, że próbowali zrobić coś dobrego i to jest najpodlejszy rodzaj represji i zbrodni, gdy każe się za dobro. Jeśli dziś 50% Polaków usprawiedliwia działania Jaruzelskiego i ubeckich hord, to po prostu nie wiedzą co mówią. Głęboko wierzę, że to wynik niewiedzy i tylko w niewielkim stopniu zła wola lub poziom moralny skopiowany z PRLu. Jeśli ktoś mnie spyta Korczyńscy czy Jaruzelski, bez wahania odpowiem niech rządzą zakompleksieni partyzanci spod znaku moheru choćby 12 lat, jeśli miałoby znów wrócić choćby na jeden dzień to co było przez lat 45. To jest jeden rozdział polskiej skomplikowanej historii, chociaż w tych najbardziej podstawowych kryteriach oceny moralnej, mnie nie sprawia najmniejszego trudu. Innym rozdziałem jest to co się stało potem i co sie dzieje dziś.
W tym rozdziale nie pozostawiam suchej nitki na ludziach takich jak Walentynowicz, Gwiazda, Rydzyk, obaj bracia, Macierewicz, nie dlatego, że reprezentują tę czy inna opcję polityczną, bo tę samą reprezentują Borusewicz i Romaszewski, dla których ciągle mam głęboki szacunek, ale dlatego, że ci ludzie mącą w głowach Polaków na poziomie zbliżonym do Jaruzelskiego i towarzyszy. Aby było wszystko jasne, nie porównuję zbrodniczego sytemu komunistycznych represji do obecnej żenującej ideologizacji zwanej IVRP, co by o zakompleksionych człowieczkach nie sądzić, jednak nie dopuścili się tego czego dopuścili się komuniści. Natomiast z pełną odpowiedzialnością za słowa, uważam, że poziom indoktrynacji i dzielenia Polaków na tych patriotycznych idących za przewodnią siłą narodu (PiS) i szpiegów układu idących pod prąd jedynie słusznej władzy, jest bardzo zbliżony. Najbardziej irytujące w tym wszystkim jest to, że Polacy nie wyciągnęli żadnych wniosków z przeszłości. Dziś znów Polskę ma naprawić ideologia, nie praca, nie nauka, nie ściganie świata, a ideologia dzieląca Polaków, na naszych i `onych'. Jednym z haseł naczelnych sfrustrowanych działaczy Solidarności jest: `Myśmy walczyli i co z tego mamy, wolnością się nie najemy'. Na tym haśle zbudowano cały system ogłupiania mas, aż dziwne, że ludzie mieniący się bohaterami, którzy krzyczą każdego dnia o tym jak wielkimi są Polakami odwołują się do tak prymitywnych, prostackich sloganów ni mniej ni więcej tylko czysto komunistycznych. Jeśli ich walka była `komercyjna' ustawiana na profity, to ja nie mam nic przeciw takiemu podejściu, ale w tym wypadku wypadałoby zejść z cokołów i firmamentu patriotyzmu, wiary w Boga i etosu. Tymczasem ci zmęczeni bohaterowie chcą połączyć dwie sfery ludzkiej działalności, których łączyć nie wolno. Oczekiwanie profitów za powszechnie obwieszczaną patriotyczną bezinteresowność, to nic innego jak tandetna hipokryzja. Nic wam się drodzy bohaterowie spod znaku: `mnie się za walkę należy', nie należy, poza bezcenną wolnością, którą wywalczyliście i poza szacunkiem dla tego co zrobiliście dla mnie i wielu innych. Jeśli oczekujecie zapłaty, ponieważ nie potrafiliście sobie poradzić w nowej wolnej Polsce, to dziś tym tekstem wam odpłacam za lata świetności jakie macie za sobą, jednocześnie zwracam się do was z prośbą z góry skazaną na odrzucenie: `nie rozmieniajcie się na drobne, nie oczekujcie szacunku, którego sami nie potraficie okazać. Obecna władza budująca swoją pozycję na sfrustrowanych przemianami `styropianach' doskonale wiem, że podtrzymuje w narodzie, to co naród gubiło zawsze, mianowicie szczucie nieudolnego na zdolnego, nazywanie bogatego złodziejem, a biednego patriotą, to jest powrót do 1981 roku, do pamiętnej nocy, gdzie za biedę Polaków odpowiadali awanturnicy z Solidarności, Amerykanie zrzucający stonkę oraz zgnilizna zachodu negująca `polskie tradycje'. Dziś mamy podtrzymywanie paranoi i dalsze gruntowanie podziałów, doszło do takiego zapętlenia absurdu, że władza podzieliła nawet komunistów, na komunistów patriotów i komunistów z układu. Dobry nasz komunista sędzia Kryże, kat stanu wojennego i zły `ich' komunista Rzeplinski, który nikogo nie skrzywdził, ale nie po naszej myśli i stronie. Zły członek PZPR Balcerowicz, ekonomista komunistyczny i fantastyczny nasz komunistyczny profesor doradca komunistycznego prezesa NBP. Piszę o tym nie dlatego, że mam ochotę znów dokopać IVRP, piszę o tym dlatego by nie powróciło PRL. Mam wrażenie, że dzisiejsi dygnitarze jak komuniści, wyobrażają sobie, że dobra Polska, to ich Polska, taka PRL, tyle że oczywiście doskonała, bo teraz MY sprawujemy władzę, a Marksa zastąpił toruński radiowęzeł, kto przeciw nam ten przeciw Polsce. Nie dajcie się w to rodacy wkręcić, to jest stenogram z przemówienia Jaruzelskiego, który nigdy nie chciał dobra Polski, lecz dobra ideologii, tego samego chcą obecni demagodzy, to że ideologia jest nieco inna nie znaczy, że Polska będzie inna. Polska będzie jak wyrób czekoladopodobny, dopóki produkcją narodowej dumy, wartości i jakości, będą zajmowali się tandetni ideolodzy, zamiast zdolni, przynajmniej rzemieślnicy jeśli juz brakuje nam artystów i wirtuozów. I jeszcze jedne, bohaterami są również zwykli Polacy, ci bezpartyjni, ci z PZPR i ci z Solidarności, którzy nie spodlili się obijaniem pałą innych rodaków i którzy dziś ciężko pracują rękoma, nie ozorem, żeby Polska była Polską. Rzewnie i banalnie się zrobiło. Koniec
Matka_Kurka 2006-12-13 18:38
Głosów: 120

URL do tego tekstu: http://www.matka-kurka.net/post/?p=524
komentarze i post na forum onet.pl
Głosuj na ten tekst Wyślij ten tekst na E-Mail
-Kancelaria prezydenta i rząd IVRP uczyni Jaruzelskiego narodowym bohaterem!
Nie znam kraju poza Polską, który potrafiłby z taka pasją i zaciśniętymi zębami odnosić się do własnej historii, zarówno do tej odległej jak i współczesnej. Od 17 lat, niemal każdego dnia odgrzewa się temat generała Jaruzelskiego, pomijając wszelkie argumenty dotyczące oceny moralnej, czy politycznej działalności Jaruzelskiego, jest czymś głęboko barbarzyńskim, że szczuje się człowieka u schyłku jego życia permanentnym prokuratorskim zbieraniem dowodów, bez przedstawienia zarzutów. Mój stosunek do Jaruzelskiego jest zdecydowanie negatywny, ten polityk wyrządził Polakom wiele zła, ma na swoim sumieniu cała masę czynów niegodnych nie tylko Polaka, ale człowieka, jedyną okoliczność łagodzącą jaką widze w całej działalności generała, to zgoda na okrągły stół i w późniejszym czasie rezygnacja z prezydentury. Moja ocena jest mało istotna dla losów Polaków i samego generała, istotny natomiast jest sposób rozliczania się z własna historią, który przypomina coś pomiędzy inkwizycją i złodziejską dintojrą. Patrząc na podobne dylematy historyczne w innych krajach można wyodrębnić dwie metody postępowania z dygnitarzami komunizmu, jeden to model rumuński, czyli strzał w tył głowy, drugi to model niemiecki rozliczający Honeckera, którego ściągnięto po ucieczce do ZSRR z Chilijskiej ambasady, następnie wytoczono proces, a w momencie gdy się okazało, że jest śmiertelnie chory pozwolono wyjechać z Niemiec do Chile.
W Polsce możemy mówić o charakterystycznie polskim przepisie na sprawiedliwość, czyli chaos prawny, skrajne oceny moralne przemieszane z interpretacjami historycznymi i politycznymi, najkrócej mówiąc typowe polskie bałaganiarstwo okraszone zapalczywością i permanentnym polowaniem z maczugą i dzidami, przy udziale sfory wściekłych ogarów wszechpolskich. Jestem przekonany, że spora część rodaków wybrałaby się na egzekucję gdyby urządzić generałowi proces na wzór rumuńskiej farsy, którą jednak można usprawiedliwić okolicznościami dramatycznymi. Rumuni przelewali krew za wolność, nie siedzieli przy okrągłym stole, tak dziś skutecznie opluwanym przez `prawdziwych' Polaków i istniała groźba, że dopóki Czauczesku żyje jego towarzysze mogą wskrzeszać system zbrodni. Zapewne strzał w tył głowy generała przyniósłby ulgę wielu Polakom, dałby poczucie sprawiedliwości, dostarczyłby wielu `patriotycznych' uniesień., ja jednak, narażając się na polskie chrześcijańskie miłosierdzie, nie zapominając kim był generał na egzekucji się nie stawię, co więcej uważam, że skoro przez 17 lat wolnej Polski nikt nie potrafił doprowadzić do uczciwego procesu Jaruzelskiego jest to wystarczający powód, aby dać odejść w spokoju człowiekowi, który zapewne zasłużył na karę, ale nie na 17 letnie przesłuchiwanie, świecenie lampą w oczy i siedzenie na nodze taboretu. Nie mam problemu z interpretacją genezy polskiej wolności, zawdzięczam ją krwi górników i stoczniowców, obitym zomowskimi pałkami opozycjonistom i dlatego wiem też, że 17 letnie pałowanie Jaruzelskiego czyni z egzekutorów prawdy historycznej pospolitych zomowców, a z samego generała męczennika osaczonego przez linczujący tłum. Do czego takie zwyrodnienie prowadzi widzimy doskonale na przykładzie żenującej afery z odznaczeniem, z której Jaruzelski wyszedł jako człowiek honoru i klasy politycznej, a przedstawiciele wolnej Polski na politycznych dresiarzy, którzy swoim postępowaniem wynoszą Jaruzelskiego na piedestał, na którym na pewno stać nie powinien.
Matka_Kurka 2006-03-31 10:09
Głosów: 64

URL do tego tekstu: http://www.matka-kurka.net/post/?p=377
komentarze i post na forum onet.pl
Głosuj na ten tekst Wyślij ten tekst na E-Mail
Agenci byli rekrutowani spośród ludzi inteligentnych ! W PiS nie ma agentów!
Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć, ale w IVRP czuje się jak w okresie stanu wojennego. Wczoraj przeczytałem kilku zdaniowe odczucie jednego z internautów utrzymane w podobnym duchu. Patrząc na całość tego przedsięwzięcia zwanego IVRP choćby nie wiem jak być krytycznym nie da sie tego żenującego spektaklu porównać z tamtym czasem w żaden sposób, nie ta skala, mimo wszystko nie ten ustrój, a jednak nie tylko ja czuje klimat, duszny klimat stanu wojennego. Skąd się to bierze? Być może z pewnych podobieństw, z imponderabiliów, jak powtarzał mój kolega przy każdej okazji odkąd sie tego słowa nauczył. Dwa symptomy tamtego podłego czasu rzuciły mi się dopiero wczoraj do głowy i nie specjalnie popadając w euforię wielkiego odkrywcy chciałbym się z nimi podzielić. Pierwszy symptom to poczucie misji, władza IVRP ma głębokie poczucie misji i przeświadczenie, że partyjka, która otrzymała 26% głosów, co stanowi 10% elektoratu uprawnianego do głosowania i jeszcze mniejszy procent Polaków w ogóle, uznała że od momentu kiedy weszła na trybuny, nie będzie to kolejny rząd w ramach demokracji, będzie to rewolucja w wyniku której Polska zniknie zostanie przeorana i powstanie IVRP. Ci samozwańczy rewolucjoniści zbudowali klimat `ocalenia narodowego', od kilku ładnych miesięcy wmawia się Polakom, że na ich oczach trwa krwawa bitwa o Polskę, oczywiście Polskę prawdziwie wolną, dumną i Bóg wie jeszcze jaką. Z tym, że ta Polska nie ma najmniejszych szans na powstanie, bez udziału partii PiS, w tej chwili nie ma nadziei dla Polski bez PiS. Prawda jakie banalne i zaraz zapewne usłyszę, że nic odkrywczego nie powiedziałem. Owszem nie powiedziałem nic nowego, w sensie tego co widać gołym okiem, ale nowe w tym wszystkim jest to, że my jako Polacy dajemy się wciągać w tę grę.
Zauważyłem taki o to objaw w swoim zachowaniu i zachowaniu wielu znajomych. Zacząłem się czuć jak kolega Mazura, kuzyn Jakubowskiej, podwładny Subotića i napiętnowany jak Rokita. Dlaczego? Ano dlatego, że tak się dzieje z każdym, kto tej władzy nie podtrzymuje sztandarów i nie bija braw. Diagnoza jest prosta jeśli uważam, że PiS to partia, która demoluje Polskę, która ośmiesza Polskę, która Polsce odbiera szanse i nadzieje na rozwój i w istocie tak uważam, od razu słyszę: Jakubowska, Wąsacz, Subotić, WSI i natychmiast oczekuje sie ode mnie wyjaśnień, ba nawet nie wyjaśnień, oczekuje się, że nawet nie będę się bronił, przed oczywistym zaklasyfikowaniem w gronie podejrzanych i tym faktem dobrodziejstwem zamyka usta wszystkim krytykom porównującym wadzę do władzy komunistycznej. Prawdopodobnie władza wychodzi z założenia, że jest i tak dobroduszna dla takiego kontrrewolucjonisty jak ja, bo nie wiezie mnie na Rakowiecką celem prostowania kręgosłupa moralnego w pozycji siedzącej na nodze od stołka. W ramach tego samego syndromu jest jeszcze coś innego, coś co nazwałbym czystością może nie rasowa, ale rodzinna i towarzyską. Władza IVRP wywołuje w obywatelu poczucie winy prostym zabiegiem. Jeśli twój wuj, daleki kuzyn z Płocka, a nawet dziadek ukradł batonika w hipermarkecie, albo należał do POP w 7 tys miasteczku, w lokalnym Państwowym Ośrodku Maszynowym, natychmiast władza pokaże ci, albo aferę orlenowską z racji kradzieży krewnych, albo jak okratowany Star rozjeżdża strajkującego robotnika w 1970 r. Pokaże ci i znów bez słowa zaklasyfikuje do marginesu społecznego, właściwie nawet nie wolno ci sie odezwać, przez szacunek dla okradzionych i zabitych Polaków, masz mieć w sobie na tyle przyzwoitości, żeby nie mówić: `co ja mam z tym wspólnego?, ponieważ zaraz dowiesz sie o dziadku w PZPR lub kuzynie, który okradł kiosk ruchu, kuzynie, którego notabene widziałeś raz na fotografii rodzinnej z okazji śmierci prababki. Kiedy tak sobie piszę już wiem dlaczego ten fragment prostackiej manipulacji ludzkimi emocjami kojarzy mi sie ze stanem wojennym. Przecież to nic innego jak filozofia WRON, rady ocalenia narodowego, po trupach będziemy bronić Polski przed zdrajcami, wrogami ustroju i każdy, kto nas wspiera jest Polakiem, reszta służy imperialistom z UE. Z drugiej strony jeśli stoisz w chórze i krzyczysz `I strateg i jego brat vivat', niesiesz sztandar rewolucji, możesz być łajdakiem najgorszego kalibru, nie tylko twój dziadek, ale ty sam mogłeś być w PZPR, ba mogłeś być sędzią lub prokuratorem z okresu stanu wojennego, możesz mieć kuzyna złodzieja i przyjaciela oszusta, ale będziesz sędzią TK, bo nas bolsze wsiech. I to byłoby na tyle w kwestii podobieństw klimatycznych w pierwszym syndromie.
Drugi syndrom z pozoru jest bardziej błahy. W czasach komuny, komuna pozwalała obywatelom na tak zwany wentyl, można było się z władzy śmiać, oczywiście w ramach cenzury, ale to nawet pomagało satyrykom w wielu wypadkach. Wyjątek stanowił właśnie stan wojenny, za dowcip o władzy trafiało się na pryczę z definicji. Dziwna sprawa, ale niemal od roku nie widziałem w TV publicznej ani jednego programu kabaretu, który kpiłby z władzy. Dlaczego? Chyba nikt mi nie powie, że ta władza nie jest wdzięcznym obiektem do kpin? Taki raj dla satyryków był ostatnio właśnie w czasach stanu wojennego, gdzie dowcipy same się rodziły. Co się zatem stało? Artyści kabaretowi nie są zainteresowani polityką, pierwszy raz od niepamiętnych czasów? Czy może wbrew temu, że nie ma żadnego oficjalnego zakazu, władza sobie nie życzy dowcipów na temat władzy, bo władza jest zakompleksiona i wrażliwa na swoim punkcie. To ONA - WŁADZA ratuje kraj, a ty se jaja będziesz robił obywatelu? Pozkazać ci robotnika rozjechanego przez Stara, albo dziadka nagranego w hipermarkecie, ty wiesz o co tu w ogóle chodzi, my tu POLSKĘ budujemy wbrew wewnętrznym i zewnętrznym zagrożeniom i szpiegom. Mało tego władza gdy usłyszała satyryczną prawdę o sobie dostała laksacji i po artykule w niemieckim brukowcu odmówiła wyjazdu do imperialnych kpiarzy. Wcześniej władza wyrzuciła z TV satyryka znanego z podziemnych monologów `Kerownika'. Słowem z władzy i z władzą nie ma żartów. No tak z grubsza już wiem, skąd ten klimat stanu wojennego, przykładów można by mnożyć więcej i pewnie syndromów doszukać się innych. Ja jednak w miejsce kolejnych syndromów i przykładów mam małą komunikat dla władzy, wypowiedziany w imieniu własnym, moich znajomych i jak sądzę wielu milionów Polaków, którzy władzę traktują z głębokim politowaniem . Co mnie władza może? Władza może mnie skoczyć i może mnie tam, gdzie władza pana majstra może w d. pocałować!
Matka_Kurka 2006-10-28 12:36
Głosów: 62

URL do tego tekstu: http://www.matka-kurka.net/post/?p=174
komentarze i post na forum onet.pl
Głosuj na ten tekst Wyślij ten tekst na E-Mail